Sesja narzeczeńska to był pomysł Ewy i Marka, gdy już wszystkie przygotowania do śluby były praktycznie zapięte na ostatni guzik. Jedna z upalnych niedziel nie rozpieszczała nas choćby odrobiną ochłody nawet przy zbiornikach wody. Z resztą większość zbiorników wyschła i mogliśmy korzystać jedynie z wody niesionej w torbie na plecach.
Ewa i Marek chcieli się przymierzyć do obiektywu, jeśli mogę tak powiedzieć. Chcieli spróbować jak to jest być „na celowniku”. Sesja narzeczeńska miała być pamiątką z czasów „przed ślubem”. Bardzo miło mi było obserwować najpierw ich odrobinę niepewności, lekkiego niepokoju, które już po kilku pierwszych ujęciach przerodziło się w swobodny spacer po zielonych alejkach. A było w czym wybierać, gdyż obfitość uroczych zakamarków Ogrodu Botanicznego nie pozwoliła się nam nudzić. Z resztą jest to dobre miejsce nie tylko na sesję narzeczeńską, ale na każdą inną, w tym również rodzinną. W samym sercu ogrodu jest przyjazny plac zabaw, gdzie materiał z dziećmi w roli głównej może być równie ciekawy.
Dla osób zastanawiających się, czy zdecydować się na sesję ślubną z całą pewnością odpowiem – tak. Dlaczego? By oswoić się z obiektywem. Zdarza się, że nie wszyscy czują się przed nim komfortowo. Nie dla wszystkich bycie w centrum uwagi jest tak naturalne, że bez skrępowania będą się uśmiechać i całować np. na środku rynku. Nie każdy też jest na tyle cierpliwy, by spędzić na sesji pół dnia, więc w tym przypadku sesja narzeczeńska będzie właściwa, dla sprawdzenia wytrzymałości Młodej Pary. W końcu sesja narzeczeńska jest ważna, by pamiętać przemiłe chwile przygotowań do ślubu, które są równie ważne, a w perspektywie Wielkiego Dnia Ślubu usuwają się w cień. A czasem szkoda…