Jak co roku maj zwykle przynosił zaproszenia na komunijne sesje zdjęciowe. W tym roku miało być inaczej, bardzo prywatnie, bo tym razem moim zadaniem była sesję córki – mojej własnej. Zmieniły się również okoliczności. Zamiast robić zdjęcia w budzącej się do życia wiośnie, Komunia przypadła jesienią. No, ale tego wątku nie będę tutaj podnosił, zwłaszcza w kontekście zaskoczeń 2020 roku. Akurat ta Komunia w plenerze nabrała innego znaczenia zarówno dla mnie, jak i dla mojej modelki.
Na początku zastanawialiśmy się gdzie pojechać. Nie była to prosta sprawa, bo po pierwsze – wianek musiał być świeży i nie powinien długo suszyć się na słońcu, pod drugie – byliśmy całą rodziną, więc atrakcje musiały być zapewnione również dla młodszego brata, a po trzecie – następnego dnia czekała nas uroczystość z porannymi przygotowaniami i licznymi gośćmi, więc nikt nie chciał jechać zbyt daleko. Dlatego kierując się lokalnym patriotyzmem poszliśmy do naszego parku miejskiego. Bardzo lubię to miejsce. Z resztą zrobiłem tam już kilka ciekawych sesji ślubnych, zatem ze spokojnym sumieniem polecam to miejsce na fotograficzne plenery. Poszukując odpowiedniego miejsca na fotograficzną Komunię w plenerze warto rozejrzeć się w swojej okolicy, bo często wcale nie trzeba daleko szukać.
A teraz pytanie: kiedy się wybrać? Zdjęcia z tej sesji powstały podczas popołudniowego spaceru w sobotę, dzień przed sama Komunią. Maja miała na sobie inną, nazwijmy to świecką sukienkę, więc nie obawialiśmy się o albę. Tego dnia odebraliśmy też wianek, zatem na zdjęciach prezentował się doskonale. W niedzielę niestety nie był już tak świeży.
Miejsc jest wiele, bo park jest bardzo zadbany i można go przespacerować zarówno asfaltowymi drogami, jak i zaledwie wydeptanymi ścieżkami. Zatem dokąd mogą nas te drogi doprowadzić i gdzie należy szukać inspiracji?
To dopiero zabawa. Kiedyś nie zastanawialiśmy się za bardzo jakie walory zdjęciowe mają górki w parku. Po szkole zimą zjeżdżaliśmy z nich na workach z butami. Teraz stanowią zarówno świetne i zróżnicowane tło dla portretowych ujęć, jak i urokliwą scenografię dla całej sylwetki. Do tego wbiegając i zbiegając z nich pięknie łapie się dynamikę, zwłaszcza na zielonym tle.
Przywykliśmy do tego, że dzieci na zdjęciach komunijnych są grzeczne, a przynajmniej na takie wyglądają. Prawdą niestety jest, że to dorośli chcą tak widzieć dzieci. Mimo, że samo wydarzenie może być dla nich ważne, to one nawet na chwilę nie wyciszają w sobie „instynktu szwędacza”. Dlatego uważam, że stare, powalone drzewa, suche gałęzie zwisające ze spróchniałych konarów to miejsca, gdzie nawet należy wykonać kilka ujęć podczas sesji komunijnej. Przecież podczas standardowej sesji to samo dziecko by i tak tam poszło. To co za różnica, że tym razem w wianku na głowie i w rajstopach. Ciekawość ta sama, a efekty mogą być zaskakujące.
To miejsce mnie przyciąga w jakiś magiczny sposób. Może dlatego, że jest to metalowa konstrukcja pośrodku swobodnie rosnących drzew? Tylko nie wiem co jest bardziej dzikie – roślinność, czy sama pergola, na której farba obnaża wszystkie, nawet najdawniejsze warstwy farby. Szkoda, że nikt jeszcze nie wpadł na pomysł przemalowania jej na świeży odcień bieli. Choć może wtedy straciłaby swój urok…
Na koniec standardzik. Fontanna. Zawsze się tu przychodzi. Dlaczego? Bo jest ładnie. I tyle.